O projekcie
Opowiada Katarzyna Sawicka, Art Director kalendarza:
Moje ulubione zdjęcia w tej edycji to okładkowa Marta Płaczek oraz Paula, która zawisła w moim salonie w wielkości około 1,5 metra. Uznałam to zdjęcie za swoisty hołd złożony Avedonowi.
Pierwsza z dwóch najważniejszych zmian to odejście od pomysłu angażowania 13-stu fotografów. Po propozycji jaką otrzymałam od Mateusza Stankiewicza zdecydowałam się na zaangażowanie jednego tylko fotografa – właśnie Mateusza. W momencie podjęcia tej decyzji, wszystko zaczęliśmy tworzyć wspólnie. Zależało mi na jego opinii, wyborze stowarzyszenia / fundacji, której należy pomóc, analizowaliśmy razem możliwości druku, oprawienia kalendarza - a także sam pomysł na wykonanie zdjęć. Wzajemnie wysyłaliśmy sobie inspiracje, by ostatecznie wybrać temat trzeciej edycji.
Biała Koszula. Czarno biała fotografia + biała koszula od zawsze kojarzy mi się z przepięknymi zdjęciami kilku modelek razem, na plaży, w wykonaniu Petera Lindbergha. I tak też się stało. Spotkaliśmy się na trzech sesjach zdjęciowych w Warszawie, gdzie Mateusz bez jakiejkolwiek ingerencji z mojej strony mógł fotografować modelki według swoich pomysłów. Oczywiście towarzyszyli mu profesjonaliści: stylista, makijażysta, fryzjer, oświetleniowiec itp. Całość wyszła niesamowicie. Nie mieliśmy żadnych zgrzytów przy wyborze zdjęć, a jeśli nie byliśmy któregoś pewni – szukaliśmy rozwiązań i innych wyborów.
Ciekawa opowieść wiąże się ze zdjęciem jednej z modelek – Marysi Koniecznej. Zaproponowane przez Mateusza zdjęcia były tak różne, że nie potrafiłam się zdecydować, którego z nich użyć w kalendarzu. Im dłużej się zastanawiałam tym miałam więcej wątpliwości. Pokusiłam się nawet o skonfrontowanie opinii w social mediach, ale wciąż nie umiałam podjąć decyzji. Z pomocą przyszedł mój mąż, który zaproponował bym wydrukowała oba. Połowa kalendarzy posiada więc zdjęcie z Marią #1, zaś druga połowa z Marią #2. To było znakomite posunięcie. W zatrzymanym przeze mnie jak co roku kalendarzu #1 figurują „obie Marie”.
Mateusz był też obecny przy druku kalendarza. Tym razem skorzystałam z najnowszych technologii druku cyfrowego, zatrzymując wciąż ten sam surowy charakter matowego
papieru. Nowością było także ręczne farbowanie boków wszystkich kart kalendarza by uzyskać wrażenie, iż druk odbywa się na czarnym papierze. Udało mi się także zrezygnować całkowicie z proponowanych na rynku rozwiązań prezentowania i zawieszania kalendarza. Raz na zawsze pozbyłam się „sprężynki”. Kalendarz zapakowany został w ręcznie robione przez introligatora pudełko stanowiące coś na wzór książki dużego formatu, gotowej do postawienia na półce. Format kalendarza w trzeciej edycji został zmniejszony. Zawieszanie kalendarza na sprężynce zastąpił pasek z magnesu, na którym mocowane są pojedyncze karty.
Kalendarz jako wydawnictwo nabrał niesamowitej klasy i wszedł na inny poziom odbioru. Zamarzyłam by pewnego dnia stał się czymś w rodzaju „Visionaire” - światowej klasy wydawnictwa, magazynu, który w swojej formie edytorskiej nie ma sobie równych. Ten kalendarz był według mnie przełomowy w kwestii postawienia jednego kroku dalej i sięgnięcia po nową jakość. Ta edycja zaskoczyła odbiorców i do dziś jest moim oczkiem w głowie.